Wróciłem właśnie z wakacji, 2 tygodnie mnie nie było, nie wiedziałem że tyle wystarczy aby w naszej kuchni zaroiło się od moli. Wyjeżdżając nie było problemu, wracając trzeba było wywalić praktycznie całe jedzenie z kuchni, jakąś mąkę, jakąś kasze… i trochę trzeba było ubić tego dziadostwa. Tak sobie usiadłem po tym sprzątaniu i przypomniałem sobie słowa Jezusa:

(19): Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną; (20): Ale gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. (21): Gdzie bowiem jest wasz skarb, tam będzie i wasze serce. [Uwspółcześniona Biblia Gdańska, Mt 6]

Po raz kolejny zrozumiałem że łatwo usłyszeć trudniej zachować… i przestrzegać. Tym razem mól mi zjadł moje kuchenne skarby. A wystarczyło posłuchać tej 100% skutecznej porady na mole i nie mieć zgromadzone… To chyba najtrudniejsze przed czym obecnie stoję… nie mieć tyle zgromadzone. U mnie akurat skupiło się to w zakresie jedzenia – tak już mam, trochę nagromadziłem w kuchni, trochę w brzuchu 😉 Czas z tym skończyć 🙂

Ja też niestety hipokrytą… jestem.

Nie zawsze jest to łatwe, ale Jezus powiedział by uczyć przestrzegać tego co on mówi, a to można tylko i wyłącznie w jeden sposób, uczyć przykładem swojego życia. No chyba że się będzie tym od hipokryzji… o takich biblia też wspomina że będą. To zdaje się na jednym z wykładów Derek Princ’a usłyszałem o historii pewnego misjonarza który chciał głosić w Afryce… usłyszał od tamtobylców że oni nie chcą biblii, bo Ci co wyznają tego Boga to hipokryci. Odpowiedział im mniej więcej tak: „No i właśnie dlatego, że wśród chrześcijan jest wielu hipokrytów, biblia jest prawdziwa, bo pisze tam że sporo będzie takich”.

Jestem wśród nich.. niestety, ale szukam – zmieniam się 🙂 na szczęście u Boga wszystko ma swój czas, a prowadzenie Ducha Świętego, przynajmniej tak mi się wydaje że to jest to, jest zaskakujące. Czasem chciałbym by się wszystko zadziało od tak jakby od czarodziejskiej różdżki, jednak zwykle tak się nie dzieje. Leczenie mojej duszy to jakiś proces jak mi się zdaje. Choć zapewne to nie jest idealna sytuacja jakaś jest… ale kto to wie, może i jest, po to by być świadectwem dla innych (bo w końcu jego krwią i świadectwem swoim zwyciężyliśmy, jak pisał Jan).

Jak się zmienić i naśladować?

U mnie z tym brakiem gromadzenia skarbów idzie tak jakoś po kolei, kiedyś odkryłem przedziwną zasadę, czytając ciekawą książkę, poradnik czy cokolwiek innego jeśli zdecyduje się ją zachować na swojej półce ciężej mi jest korzystać z rzeczy w niej zapisanych. Dlatego od jakiegoś czasu co przeczytam to rozdaje… robię od takie prezenty komu mi się spodoba, a czasem jak czegoś nie trawię i w sumie nie wiem czy warto komuś rozdać, coś ląduje w koszu czy też wrzucam do publicznych bibliotek itd. Postarałem się też ograniczyć w robieniu notatek… i jakoś dziwnie pamięć i uważność mi się poprawiła, ograniczam się ewentualnie do haseł coś w stylu mapy myśli..

Tylko co to ma do gromadzenia skarbów? No właśnie wiele, pochodząc z rodziny gdzie zawsze było pełno książek… to właśnie było moimi skarbami i w sumie nadal jest. Postanowiłem jednak, że to co przeczytam od deski do deski i chce przyswoić musi ode mnie szybko wylecieć w świat i tak wylatuje…

Nauczyłem się przez to zupełnie inaczej czytać, to co czytam staje się bardziej żywe i prawdziwe, wiedząc że drugi raz tego nie będę czytać, znacznie mniej czasu marnuje i działam jakoś bardziej świadomie.

Uświadomiłem sobie też, że apostołowie i inni którzy widzieli Jezusa za czasów pobytu jego tutaj na ziemi, raczej nie chodzili za nim i nie notowali, nie nagrywali, ani też monitorowali życia Jezusa w żaden inny sposób, jak właśnie zwykłym najprostszym przebywaniem z nim. Ta współczesna moda na utrwalanie… to coś nie na miejscu, coś jest z tym nie tak… utrwalić można podobno tylko skarby w niebie… cokolwiek tutaj utrwalone tak czy inaczej spłonie…

Jeśli chodzi o inne skarby, wciąż się zmieniam, jak widać, czasem przez takie doświadczenia jak wspomniane dziś mole, a czasem w wyniku własnej inspirowanej decyzji. Nie wiem czy czasem dobrze wszystko interpretuje, ale jakoś idzie do przodu… bo interpretować można różnie, np. pieniądze odesłać do właściciela, czyli narodowego banku polskiego – pisząc list rozwodowy do Babilonu, złoto rozsypać na ulice (bo jak w niebie tak i na ziemi, a w niebie podobno kostki brukowe ze złota), ubrania i inne skarby rozdać ubogim…

Ale nie jest to łatwe… bo choćbym…

Nie jest to łatwe, bo hymn do miłości jest przerażający… mówi, „choćbym rozdał całą majętność swoją a miłości bym nie miał nic mi to nie pomoże”… Tak to przeraża, bo mówi o tym że miłość jest inna niż nam się wydaje… odkrywam że dopiero prowadzenie głosem Ducha Świętego daje poznanie gdzie jest ta prawdziwa miłość. To przebywanie z Jezusem, to pozwolenie na to by On objawiał się przeze mnie, to poruszanie się tą drogą jest tym co daje owoce… I choć czasem są to dziwne drogi, nie pojmuje ich po dziś dzień czasami…

Widząc po jakimś czasie jak od jakiejś pojedynczej czynności, która była dołożeniem maleńkiego ziarenka do mojej niebiańskiej skarbonki – wykonanej od tak – bo wydawało mi się że mam tak zrobić w danej chwili, komuś życie się całkowicie odmieniło… I nie są to jakieś małe przemiany np. ktoś wyszedł z bezdomności i dziś wraca do normalnego życia, wszystko tak naprawdę rozbraja…

A wszystko we wdzięczności Jezusowi Chrystusowi, bo dzięki niemu mogę w końcu umierać dla tego co mnie trzyma w tym syfie kierowanym starym kłamstwem o tym, że trzeba poznać dobro i zło by umieć wybrać dobro…

Otóż nie trzeba okazuje… te proste porady Jezusa, jak choćby ten sposób na mole, uczy mnie że zamiast jeść z drzewa poznania, można po prostu jeść z drzewa życia nie bacząc na brak poznania…

Wiem że namotałem po raz kolejny, ale modle się by każdy z czytelników, doświadczył tego prowadzenia Ducha Świętego, tego prowadzenia które jest wyborem życia!

Wybierz życie po prostu… i uwierz że to co zadziało się na krzyżu to jedyne prócz miłości i skarbów przez nią zgromadzonych, co pozostanie na wieczność…