Byliśmy w ostatnią sobotę z misją ewangelizacyjną w ośrodku Antidotum (w ramach Fundacji Misja Kerygma), do tej pory znałem to miejsce jedynie z opowiadań.. hmm a może więcej z tego, że spotykając bezdomnych w Warszawie mówiłem im o takim ośrodku (znajoma polecała tam ich wysyłać…). Dziwnie to brzmi, ale nazwali mnie misjonarzem? – jeszcze tym nie byłem w tym życiu… do tej pory słowo misja kojarzyłem tylko z filmu The Mission (Rolanda Joffe) – piękny film – ale misjonarzem ja? – trochę przesadzili czy Chrystus był misjonarzem?

Cudowne miejsce i cudowni ludzie!

Nie wiem jak to można inaczej określić, widząc coś takiego można wierzyć, że świat jest inny, że człowiek jest więcej wart, niż to co posiada. Ta nazwa Antidotum ma coś w sobie…

Cały ośrodek znajduje się w uroczym lesie, zajmuje budynki po jakimś dawnym (PRL-owskim) ośrodku – z wyglądu niewiele się tam zmieniło od tamtych czasów, no może poza tym że wszystko się postarzało i ledwo 'żyje’… ale to nie wygląd tworzy to miejsce, lecz ludzie. A jest tam około 70 podopiecznych, młodych, starszych.. a nawet dzieci.

Tu praktycznie każdy społecznie odrzucony może odzyskać swoją wartość, niektórzy przychodzą tu tylko na terapię – odwyk, niektórzy na trochę dłużej a jeszcze inni zostają tu całe życie, dla nich staje się to miejsce po prostu nowym domem. Domem, w którym mogą wyzwolić się od 'bycia’ pomiatanym, niezależnie od wyglądu, wykształcenia, przeszłości czy też pochodzenia. Jak Jezus miałby wybrać miejsce przyjścia to pewnie tam byłoby jedno z pierwszych takich miejsc, miejsce gdzie liczy się człowiek przede wszystkim, a nie to kim jest i co posiada…

Antidotum to miejsce gdzie być jest zamiast mieć, takie antidotum na zabiegany za papierową pustką świat.

Cały klimat ośrodka nie byłby taki gdyby nie kierowniczka Agata Pietras. Agata wraz z mężem prowadzi ośrodek od 15 lat, prawdę powiedziawszy nie wiem jak to ona to robi, jak mówi oddaje coraz więcej Duchowi Świętemu, bo samemu we dwoje ciężko to ogarnąć by było. Wielu z podopiecznych jest też pracownikami ośrodka – co też pomaga w jego prowadzeniu, a może przede wszystkim w budowaniu własnej wartości każdej/każdego z podopiecznych.

Jak mówi Agata uczy się przez te lata jak być prowadzonym przez ducha Świętego i coraz więcej mu oddawać… W ramach ośrodka funkcjonuje grupa chrześcijańska – ewangeliczna – coś jak taki kościół, a w zasadzie zbór – gdzie zaglądają chętni 🙂 W każdym razie ośrodek mimo, że chrześcijański to otwarty w zasadzie dla każdego.

Alkoholizm to nie choroba!

To co najbardziej mi się spodobało to podejście Agaty do problemu alkoholizmu, mimo że ośrodek jest przeznaczony po prostu dla społecznie wykluczonych to jednak sporo osób przyszło tam z problemem alkoholowym.

A podejście to alkoholizmu w tym ośrodku dalece różni się od uznania alkoholizmu za chorobę! – i to mi się podoba w końcu ktoś to zauważa!

W swoim życiu miałem trochę problemów i przejść z ludźmi uzależnionymi od alkoholu. Wniosek jaki z tego wyniosłem to taki, że największą krzywdę jaką można zrobić tzw. 'alkoholikowi’ to nazwać alkoholizm chorobą! Grupy AA zwykle zaczynają się od 'przedstawień’ gdzie każdy przedstawia się 'Mietek, alkoholik – nie pije od 12 lat’, okropnie to brzmi…

To co naprawdę pomaga na problem alkoholowy to spędzenie z taką osobą czasu, zdobycie jej zaufania… i okazanie tej osobie miłości. Więc jaka to choroba? – Choroba braku miłości, choroba niskiego poczucia wartości, ucieczki od świata?

Ale współczesny świat niestety 'nie ma czasu’, ani zasobów na tak 'chorego…’ nazwanie alkoholika chorym pozwala go sklasyfikować, dopasować terapię, leki i inne 'kuracje’ i usadowić 'chorego’ na swoje miejsce pozbywając się 'problemu’. Samemu 'alkoholikowi’ takie potraktowanie też może przynieść pozorną ulgę, w myśl:  w końcu ja z tym nic nie mogę zrobić – to choroba… dlatego później mamy alkoholików z nierozwiązanymi problemami.. chodzących w jakimś maraźmie, czy też nerwach i nie pijących po kilkanaście – kilkadziesiąt lat…

Gdzie zatem tkwi problem alkoholowy?

Kiedyś zastanawiałem się czemu w biblii tak mało jest o alkoholikach… ale za to jest dosyć sporo o piciu wina! Jezus nie chodził i nie uzdrawiał ludzi z alkoholizmu… !? Widać ten problem jakoś inaczej trzeba ogarnąć, niż jako chorobę… bo jest to rzeczywiście coś innego, czasem nazywają to chorobą niezawinioną, ale w praktyce moim zdaniem takie ujęcie jest szkodliwe…

Alkoholizm to nic innego jak ucieczka od uczuć, ucieczka od odczuwania, taką ucieczkę w zasadzie każdy z nas w swoim życiu kiedyś stosował – zapewne jest to zależne ile kto i jakich traumatycznych emocjonalnie przeżyć doznał w życiu. Jeden będzie zajadał słodyczami, drugi będzie potrzebował jakiegoś 'odskoku’ np. szybciej pojeździć samochodem, kto inny z kolei pójdzie na samotny spacer. Jeśli kierunek tych ucieczek pójdzie w stronę zaspokajania się używkami… mamy trochę gorszy problem…

Jak to zatem leczyć?

Odpowiedź przygotowana przez Stowarzyszenie Antidotum brzmi tak:

Co mamy dla człowieka, który trafia do nas zarośnięty, wyniszczony, pełen lęków, beznadziei….

Proponujemy najpierw nakarmić, ubrać i powiedzieć – jak dobrze, że jesteś.

Proponujemy relację bycia przy, a nie nad człowiekiem. Proponujemy relację opartą na wychowawczym partnerstwie i przyjaźni. Brzmi idealnie, ale… uwaga…. my jesteśmy też ludźmi i cały czas uczymy się jak pomagać. Nie jesteśmy wolni od błędów, pomyłek, złych decyzji.

Proponujemy podejście indywidualne skupione na motywacji do zmiany.

Terapia – proponujemy zmieniać myślenie, nawyki, pracę nad charakterem, aby „odebrać” nałogowi (alkohol, bezdomność i inne nawyki) szansę nawrotu. Bo do czego wrócić, jeśli człowiek nie będzie się już bał czuć?

Jak rozwiązać problem alkoholowy by nie wracał?

Już napisałem wcześniej, że to co naprawdę pomaga to spędzenie z taką osobą czasu, zdobycie jej zaufania… i okazanie tej osobie miłości. Choć jest to bardzo trudne.. wymaga sporo czasu, współczucia i czasem walki z samym uzależnionym – który często nie zrobi nic innego na podziękowania – jak po prostu po wykorzystaniu na całej okazanej dobroci (wyssaniu całej pomocy) będzie uciekał 🙂 Poczucie wartości takich osób jest bardzo często tak niskie, że okazanie takiej osobie dobra wiąże się z tym, że ta osoba będzie chciała się oddalić jak najprędzej. A jak nie ma siły emocjonalnej by uciec, na tyle będzie utrudniać życie z nią by w końcu zostać odrzucona…

Generalnie ręce załamać po ludzku idzie… kto przeżył, kto miał w rodzinie osobę uzależnioną ten wie… kto tego emocjonalnie nie przeżywał, temu nie wiem czy da się to wyjaśnić…

Jak do dziś poznałem tylko jeden naprawdę działający sposób na alkoholika 🙂 a brzmi on tak: Dobra Nowina – Ewangelia Chrystusowa:

  • Nowina to taka, że jest wyzwolenie od tego ciągłego gonienia za upadkiem… wyzwoleniem tym jest śmierć Jezusa Chrystusa i oddanie mu tego upadku. Teraz już tylko można powstać skoro nie trzeba gonić za upadkiem.. bo ktoś już upadł za nas.
  • Nowina to taka, że ludzie zawodzą, ale nie jesteśmy sami – lecz jest z nami cały czas Bóg, Duch Święty który przeżywa z nami wszystkie uczucia smutki, radości itd. Zawsze idziemy dwójką Ja i Duch Święty, cokolwiek by się działo. Od czasu przyjęcia chrztu duchem świętym przeżywane emocje dzielą się na dwoje… nie zostajemy z nimi sami NIGDY!
  • Nowina to taka że ktoś nas kocha, nie ważne co było w przeszłości… nie ważne ile razy jeszcze upadniemy… ktoś nas kocha i nie musimy umierać, nie mamy potrzeby upadać…
  • Nowina to taka że ktoś nas chce, nie tylko ze nas kocha – chce nas, chce z nami przebywać i chce mieć z nami relacje… chce z nami działać i budować, głosić ewangelię Królestwa Bożego. Mamy w tym Królestwie swoje miejsce.. i swoją pracę – która jest lekka i przyjemna – mamy swoja wartość – swoje miejsce gdzie nikt nas nie zastąpi, miejsce do którego zostaliśmy stworzeni i ulepieni… powołani tu każdy się odnajduje 🙂

Ta zamiana ducha, z ducha który umiera na ducha który będzie żył wiecznie zmienia człowieka. Poznałem już tyle 'nie klinicznych’ przypadków byłych uzależnionych, którzy zaczęli nowe życie z Bogiem, że nie mam już wątpliwości. Już nawet nie muszę tego brać na wiarę – po prostu coś jest, wystarczy użyć rozumu by to odkryć – rzeczy niemożliwe, te uzależniania znikają po prostu… jak ludzi poznają kim tak naprawdę są w Bogu i w jakim miejscu ich Bóg umieszcza. Nie jest owszem idealnie za każdym razem, ale jako ludzie poznajemy dopiero czym naprawdę jest Królestwo Boże… Ten plan, plan ewangelii – plan zbawienia jest po prostu tak piękny i doskonały, że nie da się tego po ludzku 'ogarnąć’ i człowiek tego nie był w stanie wymyślić…

Jak mi się uda za jakiś czas umieszczę tu świadectwo Wojtka – chłopaka z Warszawskiej Pragi, który od 12 roku życia był uzależniony.. i wyszedł z tego tylko dzięki Dobrej Nowinie… Tymczasem odsyłam do świadectwa Marleny, która też wyszła uzależnienia, po tym jak Duch Święty na nią zstąpił, po którym to momencie nie była już nigdy sama w swoich przeżyciach…