W tym nagraniu poruszone tematy:

  • Jak usłyszeć głos Boga?
  • Jak mówi/przemawia do nas głos Ducha Świętego?
  • Dręczące wyrzuty sumienia – czy na pewno są od Boga w naszym testamencie?
  • Słuchanie głosu Ducha Świętego.
  • Jak zachowują sie owce – te prawdziwe i te w przenośni?
  • Co jest od Boga, a co nie od niego…
  • Owoce Ducha Świętego…

Uwaga tekst poniżej nie jest odwzorowaniem nagrania, jest pewną formą podsumowania, forma mówiona jakoś po prostu inaczej mi wychodzi niż forma pisana. I tak będzie praktycznie zawsze na tej stronie…

Wielokrotnie w bibli mamy porównanie do pasterza i owiec… ale czy obecnie ktokolwiek wie jak się owce zachowują?

Po tym jak swego czasu przestraszyłem się, że zwariuje – dosłownie zeświruje  – ktoś się modlił na tzw. językach a ja w głowie słyszałem tą modlitwę po polsku –  poprosiłem Boga by narazie do mnie mówił tak zwyczajnie obrazami – by sobie darował chwilowo mówienie do mnie wprost – bym nie zwariował. Mimo że to była piękna modlitwa – jednak to doświadczenie było aż nadto nadnaturalne na początek dla mnie… bym mógł przejść obok tego obojętnie. Była to moja pierwsza wizyta w tzw. kościele zielonoświątkowym (lub coś w tym rodzaju – KJCH – na Goszczyńskiego w Krakowie – jakieś 3 lata temu). Było to dla mnie doświadczenie, aż nadto nadzwyczajne i nie potrafiłem wtedy tego ogarnąć, zwłaszcza że nie miałem chwilowo praktycznie wokoło siebie kto by mógł mnie jakoś ogarnąć  i powiedzieć że to jest normalne. Przez kilka dni narzeczona (obecnie żona), która jest psychologiem mnie ogarniała… ale na wszelki wypadek tak czy siak pomodliłem się i poprosiłem Boga by mówił do mnie obrazami na dany czas… abym się jakoś przyzwyczaił… że jest coś więcej ponad to co widzimy.

Od tamtej pory Bóg rzeczywiście zaczął do mnie przemawiać i pokazywać mi różne rzeczy obrazami, czasem wręcz dosłownymi – miałem różne wizje, sny ale też zdarzały się po prostu obrazy przed moimi oczyma…

Jedna z takich sytuacji miała miejsce na naszym weselu – poznałem z niej co znaczy przemawiać do owiec…

Z racji niewielkich funduszy zorganizowaliśmy po prostu pobyt w chatce w górach dla kilku znajomych…  jako, że organizatorzy z nas kiepscy Bóg zadbał o organizację. Otóż jak chatka na wsi, w górach to i zwierzęta tam były. Niby nic ale wiecie… jak to miastowy ma z takimi stworzeniami rozeznanie… znając coś takiego jedynie ze stoiska mięsnego z marketu.

W każdym razie mieliśmy ze sobą Kamila – niewidomego, o którego co go widzę kładę ręce i modlę się o wzrok… ale tym razem chciałem mu po prostu pokazać jak zwierzęta wyglądają – skoro jest okazja. Zwykle starałem się mu po prostu opisywać rzeczywistość jak go widziałem… ale tym razem stwierdziłem, że co się będę wypowiadał jak może po prostu poznać rzeczywistość dotykiem. Zaczęło się niewinnie na pierwszy rzut poszedł królik – pogłaskaliśmy, potrzymaliśmy na rękach i odstawiliśmy do klatki.

Hmm… teraz kolej na owce.. weszliśmy do takiej wielkiej zagrody w której latało kilka owiec (jakieś 7-9 nie pamiętam w tej chwili dokładnej ilości)… no i idzie taka grupka osób na biedne wystraszone owce, a te jak głupie uciekają. Tłumacze im że nic im nie chcemy zrobić – tylko pogłaskać, no ale te dalej uciekają… zaczęliśmy się do nich zbliżać… no i stało się… wyskoczyły z zagrody! Pierwsze zdziwienie… zawsze mogły wyskoczyć z zagrody, a wyskoczyły jak chcieliśmy z nimi nawiązać relacje.

No i zaczęła się wielka obława na owce…

Sytuacja była dosyć nieciekawa, okazało się że to biega i ucieka, to zaczęliśmy gonić i próbować łapać. Taka wiecie gra terenowa się z tego zrobiła – podobno obecnie w modzie jest organizowanie takich imprez. Było nas może z 10 osób goniących za tymi zwierzakami… które jak nic leciały powoli w stronę doliny.. a to był problem bo jakieś 1,5 km w dolinie była dosyć ruchliwa droga taka zdajsie wojewódzka I takie owce wyskakując na taką drogę mogłyby sobie coś zrobić nie mówiąc już o kierowcach…

Robiliśmy praktycznie wszystko by je złapać i uratować przed tragedią, goniliśmy, otaczaliśmy, krzyczeliśmy na nie, rzucaliśmy się na nie, a one zawsze uciekały… po prostu biegły w dół wprost na tą drogą gdzie jak sądziłem czeka je tragedia. Łącznie z tym że w momencie gdy kolega zagrodził im drogą na wąskiej drodze to go przeskoczyły… tak dosłownie – wyglądało to z tyłu jak taka wełniana kulka która nagle zrobiła takie hop do góry i przeskoczyła zakaz (kolegę który zagradzając drogę próbował jej uratować życie).

Straszne to było uczucie chcesz kogoś uratować od tragedii a nie możesz, stawiasz zakazy, nakazy, chcesz złapać a tu nic… nie da się zawsze ucieknie. – Potem sobie uświadomiłem co czuje Bóg wysyłając do nas przykazania, które mają nas ratować od śmierci, a my robimy wszystko by od nich uciec – masakra uczucie nikomu nie życzę.  Udało się nam (dokładniej Michałowi) złapać tylko jedną owce i odprowadzić ją do zagrody, rzucił się jakoś na nią i przytrzymał. Podobno ciężko było, ale jakoś ją doprowadzili do zagrody.

Dobry Pasterz… Głos który owce słyszą i rozumieją

Sytuacja stracona by się wydawało wyleciały już prawie na drogę… a jednak nie pojawia się na horyzoncie jakiś Dobry Głos.. Tuż przy tej drodze mieszkał jakiś 'tubylec’, po drodze było więcej tubylców, ale się raczej z nas śmiali, ten jeden był inny zdecydował się pomóc 'miastowym’.

Owce jakoś cudem przeleciały przez tą ruchliwą drogę… ale oddalały się coraz dalej. Na szczęście ten tubylec wiedział jak do nich mówić… po pierwsze kazał nam odejść i się nie zbliżać hmm… jak zwykle nie posłuchałem i trzymałem się na odległość, ale dalej za nim podążałem by sprawdzić co on robi… Szedł za nimi  i powtarzał coś takim spokojnym głosem… brzmiało to mniej więcej tak: Baśtaaaaaaaaaaa…. Baśtaaaaaaa… tak coraz ciszej uspokajającym tonem. I wiecie co… – zadziałało!

Owce przestały uciekać… uspokoiły się… trochę to trwało, ale się w końcu zatrzymały… i zaczęły się jakoś tak kierować tak jak on chciał. Potem wrócił na szczęście właściciel i jakoś je doprowadzili spowrotem do zagrody.  Przy zagrodzie był kolejny problem bo nie chciały początkowo nijak wejść – ale tu ratunkiem okazała się ta jedna złapana przez Michała owca, bo jakoś tak się stało że chciały po prostu do niej wrócić jak ją zobaczyły.

„Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je” – ale jaki to głos zawsze pytałem?

Długo to doświadczenie we mnie dorastało… ale dziś wiem, że była to porządna lekcja od Boga. Dowiedzieliśmy co znaczy gdy owcom stawia się zakazy i nakazy… niby w starym testamencie Bóg je wprowadził – wprowadził prawo – ale jak się dobrze wczytać to wprowadził je na prośbę ludzi…  bardziej niż na własne życzenie (zresztą jak sama nazwa wskazuje  to tzw. prawo Mojżeszowe). Od początku chciał do nas zapewne mówić cichym bezpiecznym głosem i mieć z nami relacje… ludzie jednak woleli po 'swojemu’ prosząc o wskazówki w postaci przykazań…

Przykład tych owiec doskonale nam pokazał co znaczą te zakazy i nakazy, im bardziej one – te zakazy – krzyczą im bardziej one zakazują… im bardziej one chcą uratować owce od zagłady… tym szybciej i dalej owce uciekają i je łamią… i nie ma zmiłuj. Udało się nam złapać tylko jedną owcę… tylko jedna owce poniosła konsekwencje naszych zakazów – tak jak jeden Jezus Chrystus wypełnił prawo i czeka teraz na nas w zagrodzie…

I ten głos Pana… jak się później zorientowałem idealnie przypomina Eliaszowe siedzenie w jaskini…

Wtedy rzekł: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!” A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. (1 Księga Królewska, 19)

Ten łagodny powiew i głos tego 'tubylca’… to coś co potrafiło uspokoić owce… i tego owce dopiero potrafią naprawdę słuchać. Podobnie wszyscy opisują głos ducha Świętego… nie ma go… wichurach, trzęsieniach, ani w niszczycielskim ogniu… jest w łagodnym powiewie..

Duch święty nie przyszedł by męczyć moją Duszę… kontrolować czy też izolować mnie… – Duch święty nie przyszedł z tymi wszystkim zakazami i nakazami do nas… by nas potem dręczyć tym, że nie mamy jak ich przestrzegać… Długo mnie męczyły różne wyrzuty sumienia i inne takie… myślałem że to Bóg… że to Duch Święty…  do czasu gdy pojąłem, że naprawdę wszystko mam wybaczone. Nie mogłem pojąć jak ten łagodny powiew.. ma być tymi przytłaczającymi wyrzutami sumienia… Do Czasu gdy pojąłem, że nie jestem już niewolnikiem grzechu, a więc też nie jestem niewolnikiem wyrzutów sumienia. Jezus zabrał to wszystko jedyne co trzeba zrobić to mu to oddać, jak to piszą oddać się w niewole sprawiedliwości Jezusa Chrystusa, czyli przyjąć jego zbawienie, przyjąć Jezusa jako osobistego zbawiciela w pełni…

Zadaniem Ducha Świętego – lub jednym z tych zadań jest uzdalnianie nas do służenia Boga, uzdalnianiem nas do zrozumienia w jakim miejscu jesteśmy, a jesteśmy w miejscu dzieci Królestwa Bożego. Duch Święty tym łagodnym powiewem napełnia nas wrażliwością, siłą… zapraszając Ducha Świętego do serca owszem zmieni on nasze życie… ale nie drogą dręczenia nas wyrzutami sumienia, ale łagodną drogą.. jaką? Tego nie wiem na każdego ma inny sposób, w każdym momencie w pewnym momencie.. im bardziej chcemy żyć z Bogiem tym bardziej brzydzą nas grzechy.. i pewnych rzeczy po prostu nie da się robić więcej… jak nie wiem? Pytaj Boga 🙂

Po prostu.. bez słuchania nakazów, zakazów i tym podobnych… a z poznawaniem mądrości Bożej, z poznawaniem funkcjonowania Królestwa Bożego.. przestaje nam się chcieć grzeszyć. Królestwo Boże to sprawiedliwość i radość, a wszystko inne przeszkadza w jego funkcjonowaniu i w utrzymaniu równowagi…  I wtedy jak te owce dosłownie idziemy za właścicielem, wracając do zagrody.